27 lat uprawiania sportu nauczyło mnie dystansu do życia i dystansu do rywalizacji za wszelką cenę.

27 lat uprawiania sportu nauczyło mnie dystansu do życia i dystansu do rywalizacji za wszelką cenę. Chcę przez to powiedzieć, że oddzielam bieganie od rywalizacji.” – mówi Edyta Lewandowska, polska biegaczka ultra oraz trenerka biegania.

Od małego byłaś „skazana” na sport przez pryzmat sportowej rodziny? Skąd akurat tak indywidualny sport jak bieganie długodystansowe ?

Skazana ? Skąd, rodzice nie dali mi nigdy odczuć, że chcieliby bym została w sporcie jako kontynuatorka ich ambicji. Tata bramkarz piłkarski, mama siatkarka nie odnosili sukcesów na miarę reprezentacji czy klubów pierwszoligowych. Owszem, przykładano wagę do rozwoju ogólnosportowego, jednakże nie usłyszałam nigdy : chciałabym byś została akrobatką czy koszykarką. Zawsze dużo biegałam jako dziecko. Wszędzie było mnie pełno. Aktywność, bieganie dawało mi radość i przyjemność.

W czasach PRL dzieci bawiły się na podwórkach: biegały, grały w gumę, skakały przez skakankę. Od rana do wieczora na świeżym powietrzu. Nie było smartfonów, konsol do gier, internetu. Aż ciężko w to teraz uwierzyć. Dziś największą karą dla młodego człowieka to zabrać mu smartfon, kiedyś karą był szlaban na podwórko. Trudno było mnie dogonić i za mną biegać. W szkole próbowano zrobić ze mnie siatkarkę z powodu wysokiego wzrostu, ale ten sport był dla mnie zbyt nudny, statyczny.

Sport zaczął się w szkole podstawowej. Biegałam na 600 i 1000 metrów jako młodziczka. W klubie Tęcza Łódź biegałam przełąje i na bieżni. Z wiekiem, wraz ze zmianą kategorii wiekowych, wydłużały się dystanse aż do biegów maratońskich.

Jakie cechy powinna posiadać osoba, która chciałaby uprawiać taką specyficzną dyscyplinę jaką bez wątpienia są biegi górskie ?

Nie jestem pewna, ale chyba w Polsce nie ma klubów z sekcją biegów górskich. Wobec tego trening odbywa się indywidualnie, nie trenuje się w grupie. Dla mnie to zawsze była zawsze walka z samą sobą. Indywidualny trening wymaga determinacji, siły i cierpliwości. Trzeba pokochać samotność długodystansowca, nauczyć się rozmawiać z własnym alter ego. Taki wewnętrzny dialog daje wyciszenie ale i buduje, uczy pokory i pozwala obserwować organizm. Jak się adaptuje, jak reaguje na bodźce. Myślę, że do tego trzeba dojrzeć, nie wszystko da się wytrenować. Może właśnie z tego powodu wiek sportowca w biegach długodystansowych jest jego sprzymierzeńcem.

Jak wygląda zwyczajny dzień Edyty Lewandowskiej?

„Zwyczajny” dzień zmienia się w zależności od etapu przygotowań i odległości od kolejnych startów. Od jakiegoś czasu dzień zaczynam gimnastyką, która niejako wprowadza mój organizm w trudy całego dnia. Potem jest śniadanie, spacer z psami. Pierwszy trening. Następne godziny to praca, sprawy fundacji, którą prowadzę, kontakty z moimi zawodnikami. Po południu siłownia lub jazda na rowerze. Do tego wieczorna chwila medytacji. Regeneracja. Kilka stron książki i pora spać. W domu jest mnóstwo spraw do ogarnięcia w tzw. „międzyczasie”.

Gdzie najmocniej zaczyna bić Pani serce, kiedy opowiada Pani o bieganiu ? Mam tu na myśli kategorie biegowe, w których uczestniczyłaś..

Trudno powiedzieć, ale chyba jednak przy królewskim, maratońskim dystansie. W bardzo młodym wieku, będąc nastolatką, sport daje ogromną frajdę ale nie myśli się o olimpiadach i mistrzostwach świata. Najważniejsza jest eksplozja endorfin i radość. Pomimo medali mistrzostw Polski i w przełajach i na krótszych dystansach, w wielu kategoriach wiekowych, zawsze odczuwałam głód treningu i kolejnych zawodów. Zawsze było mi mało. Przy biegach maratońskich zawsze dochodzi „szacunek” do dystansu. To jest Mount Everest biegów ulicznych. Do maratonu trzeba „być dorosłym”, dobrze się przygotować by dał satysfakcję. Nie musi to być koniecznie życiowy wynik by być z biegu zadowolonym, wystarczy poczuć energię. Pomimo jednak wielu przebiegniętych maratonów, pomimo poznania wspaniałych biegaczy i zwiedzenia pół świata cały czas czuję, że serce bije mi mocniej przed każdym następnym planowanym startem. A że skupiam się teraz na naprawdę długich dystansach, ta adrenalina nie znika. Cieszę się, że czuję te same motyle w brzuchu co przy maratońskim debiucie.

Na sukces w biegu ultra musi złożyć się wiele czynników – słowem: przygotowanie, logistyka, dyspozycja dnia, dieta, sprzęt – wszystko musi zagrać. Jak o to wszystko Pani dba ?

Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Z reguły zarys planu układam sama. Analizuję trasę, przewyższenia, robię rekonesans, dobieram ilość jedzenia i picia na poszczególne etapy. To są rytuały, które każdy ultras, niczym spadochroniarz, kontroluje osobiście. Są oczywiście bliscy, którzy w odpowiednim momencie przejmują pieczę nad przygotowaniami a mnie pozostaje odpoczynek, regeneracja i koncentracja przed startem. Każdy bieg to zawsze mnóstwo kolejnych doświadczeń i sztuką jest czerpać z nich mądrość i naukę. Staram się wtedy eliminować to co nie zagrało i podpatrywać też innych. Dlatego lubię oglądać transmisję z innych zawodów by obserwować najlepszych jak korzystają z supportowych punktów, jak się zachowują, czy zmieniają odzież, buty, czym się odżywiają. To oczywiście jest bardzo indywidualne, ale nie ukrywam, że staram się sprawdzać na treningach to co podpatrzę.

Każdy bieg ultra to nie tylko duże wyzwanie dla ludzkiego ciała, lecz też dla wszelkiego sprzętu sportowego. Jakie wyposażenie jest dla Ciebie niezbędne?

Jasne, mam swoją ulubioną czołówkę, kijki, zestaw odżywczy. Dobieram strój i buty do warunków atmosferycznych oraz podłoża zawodów. Mizuno, mój partner sprzętowy dba o to by niczego mi nie brakowało. Pod tym kątem czuję się komfortowo. Nigdy nie zabieram na zawody niczego, czego nie przetestuję wcześniej na treningu. Mój pierwszy  w życiu bieg górski pokonałam w butach, które dzień wcześniej kupiłam przez internet. Piękne, nieskazitelnie czyste buty na szczęście pasowały rozmiarowo. Nigdy później już nie popełniłam takiego błędu. Teraz wspominam to z uśmiechem ale wówczas, kiedy po 4 latach leczenia kontuzji kręgosłupa, miałam ponownie stanąć na starcie poważnych zawodów, zapomniałam całe to wyniesione z lat biegów ulicznych doświadczenie i zachowałam się jak totalna nowicjuszka. Wraz z nabywanym doświadczeniem, potrafię przewidzieć co na dany bieg będzie mi potrzebne a z czego mogę zrezygnować. Amatorom długich wędrówek górskich radziłabym jednak podchodzić do zabieranego sprzętu bardzo rozważnie i zawsze mieć przy sobie zalecany przez organizatora zestaw obowiązkowy. Uwierzcie, tam nie gadżetów czy niepotrzebnego balastu. Folia NRC, naładowany telefon czy dobry zegarek, odpowiedni zapas żywności dającej zastrzyk energii.

Jak podtrzymuje Pani zajawkę do biegania przez cały ten czas, ponieważ w „zawodzie” jest Pani już kilka dobrych lat… Czy jest to rywalizacja ?

27 lat uprawiania sportu nauczyło mnie dystansu do życia i dystansu do rywalizacji za wszelką cenę. Chcę przez to powiedzieć, że oddzielam bieganie od rywalizacji. Nie podtrzymuję „zajawki” ponieważ takie pojęcie jest mi całkowicie obce. „Zajawkę do biegania” czy „wkręcenie się w bieganie” postrzegam jako przemijającą modę, tymczasem ja bieganiem oddycham. Nie wyobrażam sobie życia bez aktywności, bez biegania. Potrzebuję tego jak tlenu, dlatego źle znoszę kontuzje. Mam wówczas poczucie, że coś mnie blokuje, ogranicza, zabija moją energię. Muszę to sobie odpowiednio tłumaczyć by nie zwariować. Wtedy przydaje się spokojna, chłodna głowa, cierpliwość i rozsądek. Bieganie, każdy trening daje mi energię i radość do życia, nakręca.  Rywalizacja przychodzi na zawodach. Zawsze stając na starcie myślę by wygrać. Nie potrafiłabym powiedzieć, że przyjechałam się dobrze bawić, podziwiać widoki. Jeśli nie czuję się przygotowana-nie startuję. Oczywiście, na sukces musi złożyć się kilka czynników i zawsze może wydarzyć się coś co sprawi, że tego zwycięstwa nie będzie. Potrafię wtedy powiedzieć co jest tego przyczyną, nie szukam wymówek. Jeśli danego dnia ktoś jest ode mnie lepszy a ja zrobiłam wszystko co w mojej mocy, potrafię się przyznać do porażki. Nie potrafiłabym zaakceptować wyniku w drugiej czy trzeciej dziesiątce, co gorsze – uznać za sukces. Taka narracja jest wg mnie zakłamywaniem.

Jak u Pani wyglądało zwiększanie dystansu od średnich, na których też Pani startowała, do ultra ?

To naturalny proces w moim przypadku. Z wiekiem stajemy się wolniejsi, trudniej nam rywalizować z zawodnikami młodszymi na krótszych dystansach. Tak było ze mną a że zawsze lubiłam długo biegać, tym chętniej i łatwiej przychodziło mi podejmowanie prób wydłużania dystansów startów.  Szybkościowe predyspozycje organizmu słabną na poczet lepszego przygotowania kondycyjnego. Jak wspomniałam, ultra to mądrość i cierpliwość oraz siła. Umiejętność czytania sygnałów, które wysyła organizm, reagowania na nie, odpowiedniego dysponowania rezerwami, które w nas drzemią.

Jesteś też trenerem – kontakt z zawodnikiem stawiasz na pierwszym miejscu, aby wiedzieć co na bieżąco wymagać od swoich podopiecznych ?

Zdecydowanie tak. Wiedza, czego wymagać to jedno ale możliwość poznania zawodnika, zarówno tego czego on sam od siebie oczekuje jak i tego, jaką ma pracę, ile czasu wolnego na odpoczynek, jak się czuje danego dnia, to wszystko daje informację czy wykonany trening zrobiony został w optymalnych warunkach a nie np. po nocnej zmianie w pracy. Pełen obraz to nie tylko tętno, czas i tempo treningu. Informacje, które zbiera sprzęt pomiarowy są bardzo ważne ale to, jak zwiększać obciążenia i dodawać akcenty treningowe oraz jak one wpływać będą na budowanie formy, lepiej interpretować poprzez poznanie całego dnia zawodnika. Dochodzi do tego suplementacja, odżywianie. Mnóstwo czynników ma wpływ. Zawsze uczulam na informowanie mnie o wszelkiego rodzaju zmianach w codziennej rutynie by odpowiednio modyfikować plan treningowy. Z zawodnikami mam relacje, które budują zaufanie i zrozumienie. Sucha tabelka w excel’u to nie jest plan treningowy. Myślę, że moi zawodnicy to doceniają.

Co czuje osoba na ostatnich kilometrach ultramaratonów ?

Nie będę ukrywać, że ultra to oprócz mitu o nadludzkim wysiłku ludzkich możliwości także ból i cierpienie. Skoro jednak pytasz o ostatnie kilometry to zapewne również myślisz i o mecie. Pierwsze o czym pomyślałam to ulga. Ulga z tego, że to już koniec i ulga z dobrze wykonanej pracy, na całej trasie i podczas przygotowań. Razem z ulgą przychodzi na przemian „nigdy więcej”  (śmiech.. tego już nie mam, ale amatorzy mają prawie zawsze) i wielka radość. Ta radość to wyrzut endorfin niezależne od końcowego miejsca na mecie.

Dlatego właśnie często osoby z odległych miejsc zachowują się jakby wpadali na metę pierwsi. To w ultra jest szczególne i wspaniałe. W ultra każdy jest zwycięzcą. To nie jest slogan ani hasło reklamowe. To uczucie, którego się nie zapomina. W żartach mówię często, że to dlatego w ultra nie ma nagród finansowych. Nagrodą jest dotarcie zdrowym do mety. Co jeszcze ? Ogromna duma zwycięzcy. To wystarczy by poczuć się wyjątkowo, by poczuć się herosem. Kiedy podczas Transvulcanii by UTMB w maju tego roku dobiegłam do mety druga za Martiną Valmasoi pomimo, iż większość dystansu prowadziłam, nie czułam złości ani żalu a ogromną radość z dokonania czegoś wspaniałego. To coś to była świadomość stricte sportowa, poczucie możliwości rywalizowania o zwycięstwo z najlepsymi biegaczkami górskimi na świecie. Od tego biegu wiem, że mogę wszystko.

Ile ultramaratonów masz na swoim koncie ? Który wspominasz najlepiej, a który najgorzej?

Zdecydowanie jeszcze za mało. Postrzegam się jako ciągle ultraskę na dorobku, nawet jak na polskie podwórko biegowe. To, że wywodzę się z biegów maratońskich dało mi doświadczenie treningowe i bazę do uprawiania tej wspaniałej dyscypliny ale do światowej czołówki ultra mam jeszcze co nieco na liczniku do nadrobienia. Staram się ten dystans sukcesywnie zmniejszać. Mam ogromne przekonanie, że ten najlepszy ultramaraton jest przede mną i odbędzie się już w 2024 roku. Z najgorszego wyciągnęłam odpowiednie wnioski, choć jakby się zastanowić to chyba nie miałam biegu, którego nie chciałabym pamiętać.

Jakie jest życiowe motto Edyty Lewandowskiej ?

„Biec jakby nie było mety”. To moje motto życiowe, bo życie jest biegiem, jest drogą, którą codziennie podążamy. I czuję, że nieważny jest cel. Ważna jest właśnie ta droga, którą wędrujemy i dzięki której się rozwijamy. Jest jeszcze „Biegiem przez życie”, fundacja którą powołałam dla tych, którzy nie mogą biec razem ze mną, a których mogę wspierać, motywować, pomagać, inspirować. Oprócz biegania staram się działać charytatywnie. Projekt Route 66 będzie miał wspierać wszelkie sposoby pomocy onkologicznej. Wymarzyłam sobie zmianę systemową, taką która pozwoli wprowadzić nieodpłatne badania profilaktyki nowotworowej, zwiększyć ich dostępność i świadomość ich wagi. Jestem gotowa przebiec samotnie Drogę Wszystkich Dróg, Drogę Drugiej Szansy, jak opisywał 66 Steinbeck by głośno mówić o potrzebach wspierania osób dotkniętych chorobą nowotworową.

Dołączyłaś do rodziny użytkowników platformy LevelPro – co przekonało Ciebie do tego i jakie funkcje cenisz sobie w niej ?

Postrzegam LevelPro jako platformę łączącą sport z biznesem. Jako miejsce, gdzie sportowiec może opowiadać o swojej dyscyplinie którą uprawia, o swoich sukcesach i planach na dalszy rozwój. Gdzie w przejrzysty sposób można eksponować pasję i sportowy dorobek by stać się atrakcyjnym dla potencjalnego sponsora, partnera oczekującego od sportowca, którego chciałby wspierać, cech mu bliskich jak siła, upór, konsekwencja, determinacja do dalszego rozwoju i osiągania kolejnych sukcesów. Takich cech przecież szuka pracodawca na rynku pracy. Takich ludzi chciałby zatrudniać i takim pomagać. Tylko tacy dają gwarancję rozwoju i radość zwycięstwa, czy w biznesie czy w sporcie. Social media sprawiły, że wszystko, w tym też sport, trzeba umieć sprzedać. Sportowiec zamiast trenować zmuszony jest martwić się czy ma odpowiednią ilość lajków i followersów by być atrakcyjnym dla marketingu firmy. Mam nadzieję, że LevelPro to zmieni.

Zobacz profil Edyty na LevelPRO [TUTAJ]

Cele na 2024 rok ?

Wreszcie mam Team z prawdziwego zdarzenia. Są ze mną niesamowici ludzie od przygotowania motorycznego i siłowego, jest doskonały dietetyk. Jest trener Białobrzeski. Koniec roku to praca siłowa i spokojne budowanie formy. Cele to Brazil 135 mil na początku roku. Wspaniały bieg w nieprawdopodobnie trudnych warunkach, który jest kwalifikacją do Badwater w Dolinie Śmierci. Jesienią UTMB i wyczekiwany, planowany skrupulatnie od dawna Route 66. Jestem podekscytowana i zmotywowana. Będzie się działo i będzie się biegało.  Bo życie jest drogą.