Jestem z siebie dumny, bo przez te wszystkie lata przeżywałem zarówno wzloty, jak i upadki. Jednak w trudnych chwilach skupiałem się na swoich piłkarskich planach, na spełnieniu swoich marzeń. Dzięki temu jestem tu, gdzie jestem, jednak nie zamierzam spocząć na laurach. Mam jeszcze kilka celów do osiągnięcia – mówi Piotr Głowacki zawodnik beniaminka PKO BP Ekstraklasy z ŁKS Łódź, który dzięki swojej ciężkiej pracy zadebiutował w PKO BP Ekstraklasie wieku 31 lat.
Latem zamieniłeś Stal Rzeszów na ŁKS Łódź – zadomowiłeś się już w Rzeszowie, żal było wyprowadzać się ze stolicy Podkarpacia?
Nie będę ukrywał, że wyprowadzka z Rzeszowa nie należała do najłatwiejszych. Spędziliśmy z rodziną w tym mieście prawie pięć lat, podczas których poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi. Dodatkowo, czułem się związany ze Stalą Rzeszów – osiągnęliśmy przez te lata jako drużyna naprawdę dobre wyniki. Zrobiliśmy dwa awanse, a w ostatnim sezonie zagraliśmy w barażach o Ekstraklasę. Jednak ze względu na moje ambicje, moje indywidualne cele, podjąłem świadomie decyzję o przeprowadzce. Gra w Ekstraklasie była moim marzeniem od momentu, gdy zacząłem jako kilkulatek trenować piłkę.
Długo się zastanawiałaś nad przyjęciem oferty? Czy stwierdziłeś, że to ostatni moment, aby pograć w Ekstraklasie, tym bardziej że zdrowie i umiejętności piłkarski na to pozwalają.
Przyznam szczerze, że wszystko działo się bardzo szybko. Pierwszego dnia rodzinnego urlopu otrzymałem telefon od dyrektora sportowego ŁKS-u Łódź – Janusza Dziedzica. Po kilku dniach rozmów z dyrektorem, a także po rozmowach z rodziną, podjąłem decyzję o przenosinach do Łodzi. Nie bez znaczenia miał także fakt, że jest to klub z piękną tradycją, nowoczesnym stadionem, profesjonalną bazą sportową, i co istotne – wiernymi kibicami.
Jakie emocje towarzyszyły Ci po wejściu na boisko przy Łazienkowskiej w Warszawie podczas swojego debiutu? Satysfakcja była duża?
Nie będę ukrywał – jakiś czas przed meczem odczuwałem lekki stresik. Jednak po wjeździe na stadion wszedłem w swoje rutyny przedmeczowe, dzięki którym przestałem czuć stres, a także przestałem zwracać uwagę na inne bodźce. Skupiłem się – kolokwialnie rzecz ujmując – „na robocie”. Co do satysfakcji – po spotkaniu towarzyszyły mi mieszane uczucia. Z jednej strony poczucie spełnienia jednych ze swoich celów, jakim był debiut w Ekstraklasie, z drugiej strony sportowa złość, ponieważ przegraliśmy ten mecz.
Możesz być przykładem dla młodych adeptów piłki nożnej, że wiara i ciężka praca daje efekty i pozwala spełniać marzenia?
Sam nie chcę nazywać siebie przykładem. Niemniej jestem z siebie dumny. Przez te wszystkie lata miałem wiele trudnych momentów, które przetrwałem i z których wychodziłem zwycięsko, dzięki swojej ciężkiej pracy. Zarówno na boisku, jak i pracy nad psychiką, mentalem. Nie mogę także pominąć w tym roli mojej żony – poznaliśmy się, gdy mieliśmy po 17 lat. Przeżyła ze mną wszystkie ciężkie chwile podczas trwania mojej seniorskiej kariery, a nigdy we mnie nie zwątpiła. Jestem Jej za to bardzo wdzięczny. Oczywiście czułem też wsparcie rodziny – rodziców i braci.
Czy, gdyby Stal Rzeszów zachowała swój „szkielet” piłkarski to podjęcie decyzji byłoby trudniejsze? Patrząc, że byłeś kapitanem w szatni trenera Daniela Myśliwca.
Ciężko mi gdybać. Muszę przyznać, że czułem rozczarowanie widząc, jak na przestrzeni stosunkowo krótkiego czasu rozsypał się projekt, który z drużyną i z trenerem Danielem Myśliwcem na czele tworzyliśmy przez dwa i pół roku. Myślę, że gdyby szkielet drużyny się utrzymał, doszłoby do dwóch – trzech jakościowych wzmocnień, decyzję o odejściu byłoby mi trudniej podjąć. Starając się zachować zimną głowę trzeba powiedzieć samemu sobie, że taka jest piłka nożna. Ludzie rządzący w Stali mieli swój pomysł na zespół i mieli prawo podjąć takie decyzje. Jednak chciałbym ten temat zamknąć. Jestem teraz w ŁKS-ie i tylko na tym klubie, na tej drużynie chcę się koncentrować.
Pobyt w Rzeszowie przygotował Ciebie do występów w Ekstraklasie? W jakich aspektach piłkarskich poprawiłeś się w Stali przez te prawie pięć lat?
Przez te lata w Stali miałem szczęście do wyjątkowych trenerów, którzy mieli świeże spojrzenie na piłkę nożną. Dzięki trenerowi Januszowi Niedźwiedziowi zmieniłem pozycję ze skrzydłowego na obrońcę. Otworzyło to dla mnie wiele nowych piłkarskich możliwości. Natomiast Trener Daniel Myśliwiec przygotował mnie na „większe granie” pod kątem mentalnym. Ważne jest dla mnie także to, że w Stali Rzeszów rozwinąłem się jako człowiek, między innymi dzięki roli kapitana.
Przez mentalność do góry poszły, także Twoje aspekty motoryczne, bo z przyjemnością ogląda się Ciebie biegającego „box to box”.
Jestem przekonany, że aspekty motoryczne są w dużym stopniu połączone z mentalem. Bez odpowiedniego nastawienia trudno wykrzesać z siebie odpowiednią energię na boisku. Chciałbym być uważany za zawodnika z wielkim serduchem do gry, który właśnie biega od szesnastki do szesnastki, nie jest bierny, nie stoi na boisku. Myślę, że błędy zdarzają się każdemu, ale serca do walki nie może zabraknąć. Wracając jednak do aspektów motorycznych. W moim przypadku ich poprawa nie jest związana wyłącznie z mentalem, ale także z kilkuletnią już pracą z trenerem Zbyszkiem Dąbkiem w Stali. To właśnie na skutek pracy z nim moje wyniki motoryczne poszły mocno do góry. Dlatego bardzo się cieszę, że Trener Dąbek również przeniósł się do ŁKS-u, dzięki czemu będziemy mogli kontynuować naszą pracę.
Twoim silnym punktem jest stały fragment gry – dużo trenujesz nad uderzeniami z stojącej piłki?
Trzeba zacząć od tego, że moim piłkarskim idolem, gdy byłem dzieckiem, był David Beckham. Jako dzieciak, później nastolatek, obserwowałem jego ułożenie ciała podczas wykonywania stałych fragmentów gry, a potem starałem się je naśladować. W pewnym momencie stało się to dla mnie naturalne. Co do ćwiczenia tych elementów – w tygodniu na treningach ćwiczymy stałe fragmenty gry.
Jakie różnice zauważyłeś pomiędzy Fortuna 1.liga, a PKO BP Ekstraklasą?
Zasadnicza różnica jest taka, że gra jest szybsza niż w pierwszej lidze. Zauważalna jest także zmiana pod względem indywidualnych umiejętności technicznych zawodników. Z mojej perspektywy widoczna jest także konsekwencja drużyn w realizacji planów taktycznych.
W rzeszowskiej Stali za życie i atmosferę w szatni odpowiadał Bartłomiej Poczobut. W ŁKS-ie taką rolę pełni Adam Marciniak?
Moim zdaniem nigdy nie ma jednej osoby, która robi atmosferę, a przez to kreuje życie całej szatni. Może kilka, kilkanaście lat temu jeszcze, było tak, że kapitan „trzymał” drużynę. Jestem przekonany, i takim też byłem kapitanem w Stali, że każda osoba w drużynie – oczywiście jeśli wykazuje taką wolę – może dołożyć istotną cegiełkę do funkcjonowania szatni. Natomiast oczywiście, i Poczo i Adaś to zdecydowanie barwne postacie, które wprowadzają dobrą atmosferę do drużyny.
W piłkarskiej sieci pojawiła się platforma LevelPro promująca wizerunek marketingowy sportowca. Jak odbierasz ten projekt?
Fajnie, że pojawiła się taka platforma w sporcie, bo była w Internecie „luka”, którą LevelPRO dobrze uzupełniło. Fajnym atutem jest, że zrzesza sportowców z różnych dyscyplin w jednym miejscu przez co można poznać innych poczynania.
Zobacz profil Piotrka na LevelPRO [TUTAJ]